piątek, 29 sierpnia 2014

Droga mleczna: Test mleka bez laktozy.

Droga mleczna to nazwa pierwszego cyklu postów na blogu. W ramach niego chciałabym przedstawić informacje oraz spostrzeżenia, które zebrałam na temat szeroko pojętego mleka, jego przetworów oraz zamienników.

Zacznę od tematu, który dotychczas był mi kompletnie obcy. Mimo pozytywnych opinii na temat mleka bez laktozy, zawsze miałam spore obawy, że mój organizm może nie zgodzić się z producentem co do tego, czy rzeczywiście cukier mleczny został w tym produkcie ograniczony, a ja skończę z dolegliwościami, o których wolałabym nie wspominać.

W krajach skandynawskich (szczególnie Finlandii) istnieje cały przemysł produktów z obniżoną zawartością laktozy, które są szeroko dostępne dla zwykłych zjadaczy chleba. Do wyboru mamy specjalne sery, jogurty czy napoje mleczne. W Polsce osobiście spotkałam się tylko z mlekiem bez laktozy, które pojawiło się w moim Lidlu ok. pół roku temu. 

Będąc ostatnio na zakupach, mój wzrok padł na karton rzeczonego mleka. Tym razem w promocji : 2,79zł/l.
Nic tylko przeznaczenie

Opakowanie: 

Surowa grafika, żadnej krówki i uśmiechniętych dzieci. Prosty przekaz, choć moim zdaniem niezbyt zachęcający do konsumpcji. 

Skład: 

Mleko o zawartości laktozy poniżej 0,01 g / 100 g. Nie jest to żaden produkt mlekopodobny czy napój o smaku mleka, a w pełni wartościowe mleko pochodzące od mniej lub bardziej szczęśliwej krówki. 

Wartości odżywcze pozostają zasadniczo identyczne jak dla mleka 1,5%.

W czym tkwi różnica? Mleko zostało przepuszczone przez odpowiednio przygotowany enzym (laktazę), co pozwala na rozbicie laktozy na cukry proste. Mleko zawiera dokładnie to samo, co znajdziemy w kartonie zwykłego mleka, ale ma inną strukturę na poziomie cząsteczkowym. W efekcie nie zawiera więcej glukozy, nie zmniejszono również odsetka składników odżywczych w porównaniu do mleka przed procesem.
 
Zapomniałam już jak smakuje.

Wygląd i konsystencja:

Spotkałam się z opiniami, że ma inny kolor (beż) i bardziej leistą konsystencję.
Nasze mleko było klasycznie białe i standardowo lejące. Podsumowując: apetyczne.

Cena i dostępność:

Litr napoju w cenie standardowej (3,49zł) jest niewiele droższy w stosunku do zwykłego mleka oferowanego przez znanych producentów. Produkt jest w stałej ofercie Lidla, więc nie powinno być problemów z zakupem.


Smak:

Podkreśla się, że ze względu na bezpośrednią styczność glukozy z kubkami smakowymi, mleko o obniżonej zawartości laktozy jest słodsze niż mleko tradycyjne. Osobiście nie mogę tego potwierdzić, gdyż moje kubki prawie zapomniały już jak reagować na ten smak. Moi testerzy jednogłośnie jednak potwierdzili tę teorię.
Dla mnie smakuje po prostu jak prawdziwe mleko.

Konsekwencje:

Strach przed bólem sam w sobie może być źródłem stresu i powodować skutki, których się obawiamy. Przyznam, że obawy były spore. Pierwszy karton wypiłam wraz z pomocnikami, by zobaczyć efekty wypicia niewielkiej ilości mleka. Kilka dni później kupiłam kolejny litr, który wypiłam samodzielnie przed dwa dni.

Banan + nektaryna + wiórki kokosowe + mleko (!)
Jaglanka na mleku, latte, koktajle i po prostu samo mleko. Szklanka tradycyjnego napoju potrafi wyłączyć mi dwa dni z życiorysu. Nie zauważyłam, żeby wypicie mleka bez laktozy znacząco zwiększyło mój dyskomfort żołądkowo-jelitowy. Przy ZJD można policzyć na palcu jednej ręki dni w miesiącu, gdy można powiedzieć, że człowiek czuł się idealnie. Mimo drobnych dolegliwości czułam się jednak bardzo dobrze.

Chciałabym móc powiedzieć, że osoby z nietolerancją mogą smakować mleko bez laktozy bez obaw, jednak pamiętajmy, że każdy z nas jest inny, jego dolegliwości są różne, a konsekwencje mimo wszystko zawsze mogą się pojawić. Ponadto istnieją się wątpliwości co do wpływu tego napoju na  krzywą cukrową (tak jak wspomniałam tu, ze względu na rozbicie laktozy, cukry proste dużo szybciej powodują skok insuliny we krwi), a pamiętajmy również o powszechnie poruszanych kontrowersjach dotyczących spożywania mleka.

Wytęskniona mleczna (!) pianka zasługuje na duży format.

 

Podsumowanie:

Sama nie wrócę do mleka na co dzień - przyzwyczaiłam się do bezmlecznej diety. Nawet jaglanka była dla mnie... za słodka. Co jakiś czas na pewno skuszę się na jego zakup, szczególnie, że smak kawy z miodem i cynamonową pianką prześladowałby mnie po nocach. Mimo to, wiem, że życie bez mleka mi służy, więc wolę zachować aktualny stan.
Cudownie jednak mieć świadomość, że my - nietolerancyjni - mamy jakiś wybór.
W dodatku wybór bardzo smaczny, tani i stosunkowo zdrowy.

Kakaowa jaglanka na mleku okazała się być za słodka...

pozdrawiam
Ola


Wykorzystane źródła:
http://en.wikipedia.org/wiki/Milk


środa, 27 sierpnia 2014

Wytrawny kompot jabłko-śliwka


Produkcja ciast zaowocowała nadprogramową porcją śliwek. Ze względu na ich niepowtarzalny (czytaj: wybitnie kwaśny) smak, pozostało mi wyłącznie ich przetworzenie. Tak oto powstał mój debiutancki kompot.

Śliwki znane są ze swoich właściwości przeczyszczających [zawartość błonnika w 100g - 1.7 g (świeże) 9.0 g (suszone)]. Długotrwałe gotowanie owoców niestety skutkuje utratą cennych witamin i przeciwutleniaczych. Błonnika jednak tak łatwo się nie pozbędziemy, więc kompot śliwkowy jest idealnym środkiem zaradczym dla osób cierpiących na zaparcia. 
*Na podstawie własnych obserwacji (If You know what I mean) pozwolę sobie zauważyć, że pozostali nie powinni przekraczać szklanki kompotu śliwkowego dziennie. Szczególnie w połączeniu z drożdżowym ciastem ze śliwkami.

Wytrawny kompot jabłko-śliwka

  • kilogram śliwek
  • 2 duże jabłka
  • 2 litry wody
  • 2 łyżki cukru
  • pól laski cynamonu
  • 2 goździki
Przygotowujemy owoce: myjemy, obieramy i kroimy jabłka, usuwamy pestki ze śliwek. Owoce podsmażamy w garnku z cukrem oraz przyprawami. Gdy zmiękną, dodajemy wody. Gotujemy ok. 30 minut.

"Wytrawny" oznacza, że osoby cukrolubne powinny dosłodzić go do smaku bądź po prostu zagryzać dobrym ciachem.
Dla mnie kompot jest bardzo orzeźwiający, a podawany na ciepło doskonale komponuje się z kocem i ciepłymi skarpetkami.

Dobre ciacho - przepis wkrótce.

pozdrawiam
Ola

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Lane jaglane



Co ma zrobić beglutenowy człek, gdy w domu czeka na niego genialna zupa pomidorowa, a w miseczce obok wdzięczy się makaron. Uprzedzając podstawowe pytanie - nie jest to makaron bezglutenowy. Człek z ciężkim sercem odsuwa od siebie mieszaninę mąki pszennej, jaj i wody.
Z pomocą przychodzi jak zwykle niezastąpiona kasza jaglana.

 

Lane kluski bezglutenowe

- jajko
- 2 łyżki kaszy jaglanej
- kilka płatków suszonego czosnku lub pół łyżeczki czosnku granulowanego
- pieprz, sól

Miksujemy kaszę na mąkę z dodatkiem przypraw. Do roztrzepanego jajka dodajemy powoli mąkę ciągle energicznie ucierając. Masa powinna mieć na tyle gęstą konsystencję, by powoli spływała z łyżki. Jeśli jest za gęsta można dodać odrobinę wody. Masę wlewamy powoli (zdecydowanie delikatniej niż przy mące pszennej, tak by nie rozmieszać kluseczek) na wrzącą wodę lub bezpośrednio do zupy. Gotujemy jeszcze ok. 3 min.



Alegoria zupy pomidorowej z lanymi kluskami z kaszy jaglanej.

Uwaga, mocno gęstnieje po ostudzeniu - z odłożonej porcji do pracy uzyskałam swoiste spaghetti.

pozdrawiam
Ola

niedziela, 24 sierpnia 2014

Jogurtowy mus z mango



Mango to jedno z moich ulubionych owoców - choć przyznaję, że niewiele jest nieulubionych. Hindusi nazywają je owocem bogów, ja bym je jednak nazwała owocem słońca.

Mango - owoc słońca.

Już sam kolor miąższu mango wywołuje u mnie nadprodukcję endorfin.



Mango jest niesamowicie soczyste, słodkie, o lekko kwaskowatym smaku. Dodatkowo pełne witamin (A, B, C i E), przeciwutleniaczy (beta-karoten), makroelementów (magnez, potas).









Mango wprost samo się prosi by wykorzystać je do deseru (ewentualnie pochłonąć na miejscu bez zbędnych ceregieli). Gdy przy okazji w lodówce ostanie się jogurt grecki o kończącej się dacie przydatności...

Jeden ze sposobów na rozbiórkę mango na części pierwsze.

  Jogurtowy mus z mango

  • dojrzałe mango
  • jogurt grecki 400g
  • sok z cytryny - 3 łyżeczki
  • żelatyna - 1 łyżeczka
  • galaretka truskawkowa
Rozpuszczamy żelatynę w niewielkiej ilości wrzątku oraz galaretkę w 400 ml gorącej wody.
Przygotowujemy mango: dokładnie myjemy, obieramy i kroimy. Zostawiamy kilka plasterków do dekoracji.
Mango blendujemy razem z jogurtem, sokiem z cytryny oraz żelatyną. Co jakiś czas miksujemy tężejącą masę aby ją napowietrzyć. Wylewamy połowę musu do salaterek. Kiedy mocno stężeje, dodajemy warstwę galaretki, a ostatecznie kolejną warstwę musu. Dekorujemy plasterkami mango.



Słonecznie pozdrawiam
Ola

Lekkie desery bez piekarnika vol 2
To mój debiut w akcjach Durszlaka.

piątek, 22 sierpnia 2014

Mrożona kawa jogurtowa

Obowiązkowo w wysokiej szklance.


Zdaję sobie sprawę, że aura ostatnio nie sprzyja - za oknem bardziej jesiennie niż upalnie. Na przekór pogodzie, nadal z lubością raczę się swoim ulubionym substytutem klasycznej kawy mrożonej.

Mrożona kawa jogurtowa

  • łyżeczka kawy rozpuszczalnej
  • banan
  • jogurt - 1 małe opakowanie (ok. 150g)
Kilka godzin wcześniej: 
Banana obieramy, kroimy w plasterki i pakujemy do woreczka. Wkładamy do zamrażarki razem z jogurtem. Kawę rozpuszczamy w pół szklanki gorącej wody.
Kiedy składniki będą wystarczająco schłodzone (zmrożone) miksujemy je, aż do uzyskania kremowej konsystencji.

Jeśli nie macie czasu na mrożenie składników wystarczy podczas miksowania składników dodać trochę kostek lodu.
Moje ulubione dodatki to: kakao, cynamon, wiórki kokosowe.


czwartek, 21 sierpnia 2014

Dlaczego nie podążam mleczną drogą.

Pij mleko?
Mleko. To słowo niesie za sobą same pozytywne emocje. 
Widzimy szczęśliwą krówkę pasącą się na łące. Szczęśliwe dziecko ze szklanką mleka. Szczęśliwego pracownika biurowego popijającego latte z mleczną pianką.

Niestety w moim słowniku synonimami mleka będą: ból brzucha, biegunka, wzdęcia.
Czemu mi to robisz, czemu? 

Przyczyna tkwi w laktozie. Cukier mleczny jest w całości wytworem gruczołu mlekowego krowy. W 80% powstaje z glukozy, a w 20% z octanów. Aby bez problemów cieszyć się smakiem mleka człowiek został wyposażony w enzym zwany laktazą. Rozkłada ona laktozę na składowe cukry proste - glukozę i galaktozę, które ulegają wchłanianiu (absorpcji jelitowej). U człowieka najwyższa aktywność laktazy występuje u noworodków i niemowląt w okresie karmienia piersią, niestety z wiekiem stopniowo się zmniejsza. U większości osób dorosłych osiąga zaledwie 10% aktywności pierwotnej. W efekcie spora część społeczeństwa cierpi na nietolerancję laktozy. 
Co ciekawe, w krajach azjatyckich mleka krowiego nie spożywa się właściwie wcale. W Europie ok. 7-8 tys. lat temu pojawiła się mutacja genetyczna umoż­liwiająca trawienie laktozy. Azjatów (powyżej 65% populacji) ta mutacja ominęła.

Czy mleko jest nam potrzebne do szczęścia? Do szczęścia może i tak, ale czy do życia? 

Pamiętajmy, że adresatem mleka jest cielak. Cielak, który przybiera na wadze nie kilka kilogramów a kilkaset. Oczywiście nie jestem za tym by zupełnie eliminować mleko z diety osób mlecznie-uprzywilejowanych. Warto jednak pamiętać, że mleko nie każdy może pić, a z pewnością nie powinno się go pić hektolitrami. Mleko dostępne w sklepach jest mocno przetworzone - w końcu potrafi stać otwarte tydzień w lodówce bez uszczerbku dla walorów smakowych... Bez sensu jest też spożywania mleka odtłuszczonego poniżej 1,5%. Mleko zawiera rozpuszczalne w tłuszczach witaminy: A, D, E, i K. Jeden litr mleka pełnotłustego pokrywa średnio zapotrzebowanie dzienne na witaminę A w 40%, D w 30%, E w 10%, ale żeby organizm człowieka mógł je w ogóle przyswoić i wykorzystać, mleko musi być po prostu tłuste. Z witamin rozpuszczalnych w wodzie mleko zawiera najwięcej witamin B1 i B2, a dodatkowo: B6, B12, kwas foliowy. Pasteryzacja mleka powoduje z niszczenie do 10% tych witamin, zaś proces sterylizacji UHT, do 20%.


Mleko uważa się za podstawowe źródło wapnia w diecie. Jednak tyle samo wapnia co w szklance mleka odnajdziemy w: 150-175g jogurtu, 250g maślanki lub kefiru, 350g serwatki, w 30g sera żółtego lub 130g sera twarogowego. Spotkałam się nawet z takimi opiniami, że białko zawarte w mleku wypłukuje wapń z organizmu, przez co napój ten wręcz osłabia nasz organizm.

Przypominam też, że mleko wbrew pozorom jest dosyć kaloryczne, co przy kilku "kawkach" dziennie całkiem znacząco zwiększa nasz bilans kaloryczny. Szklanka to ok. 100-120 kcal.
Czy można żyć bez mleka? Jak najbardziej, choć ciężko się przestawić. Zmiana nawyków żywieniowych zawsze jest trudna i wymaga od nas samozaparcia.
Pamiętajmy, że jest wiele zamienników tradycyjnego mleka, choć nie wszystkie przypadną do gustu każdemu.
  • mleko bez laktozy - w tej chwili dość szeroko dostępne w przystępnej cenie (Lidl, Biedronka ok. 4 zł). Nie zdecydowałam się jeszcze na jego zakup, gdyż mam obawy, czy faktycznie mój organizm się z nim polubi. W dodatku zniechęca mnie myśl, że musiało ono przejść jeszcze dłuższą drogę w zakładzie produkcyjnym niż mleko tradycyjne. Ze względu na to, że laktoza została już rozbita na cukry proste, podejrzewa się, że mimo zbliżonych wartości odżywczych,  indeks glikemiczny mleka bez laktozy jest zdecydowanie wyższy. 
  • mleko kozie - lekkostrawne i nie powoduje alergii. Co jakiś czas, mając świadomość jego walorów, decyduję się na jego zakup. Wypija je mój A. Picie mleka koziego to jednak zbyt intensywne doznanie dla moich kubków smakowych. Ostatnio testowałam też jogurt kozi, który pojawił się w Lidlu. Niestety - nadal smakuje kozą.
  • produkty fermentacji mlekowej - kefiry, jogurty. Zasługują na osobny wpis.
  • mleka roślinne - sojowe, owsiane, gryczane, ryżowe... Je również omówię osobno. 

Czy warto rezygnować? Osoby z nadwrażliwością, nietolerancją, alergią z całą pewnością powinny się na tym poważnie zastanowić. Bardzo poważnie. Sama zastanawiałam się (czyt. męczyłam) zdecydowanie za długo.

Mlecznie-uprzywilejowanym szczerze zazdroszczę.

pozdrawiam
Ola


Wykorzystane źródła:
http://dobrydietetyk.pl/ 
http://portalwiedzy.onet.pl/ 
http://www.focus.pl/
http://pl.wikipedia.org
http://dziecisawazne.pl/10-powodow-dlaczego-nie-warto-pic-mleka/

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Bezglutenowe burgery



Co jakiś czas nachodzi mnie ochota na danie typu fastfood. Lata nie sięgam już po "przysmaki" w stylu McDonalds (ale za lody nie bijcie), które po odwyku kompletnie przestały mi smakować. Jednak domowy fastfood to kompletnie inna bajka:
  • mięso to mięso! sami wybieramy gatunek, mamy pewność co do świeżości i składu;
  • sos to nie tona majonezu i chemicznobrzmiących składników;
  • dozujemy ilość i jakość warzyw (ten listek sałaty czy preparowana, suszona cebula w cheeseburgerze odbiera apetyt);
  • cena... płacona w gotówce i w naturze. Oczywiście w zależności od naszych preferencji będzie ona się wahać, jednak przypomnę:  

Hamburger:
Wartość energetyczna:255,00 kcal
Białko:13,00 g
Węglowodany:30,00 g
Tłuszcz:9,00 g

Cena hamburgera 3,50 zł.

Big Mac:
Wartość energetyczna:510,00 kcal
Białko:27,00 g
Węglowodany:41,00 g
Tłuszcz :26,00 g

Zestaw BigMac, średnie frytki i cola:
Wartość energetyczna :1020,00 kcal
Białko:30,00 g
Węglowodany:125,00 g
Tłuszcz:43,00 g

Cena zestawu: 15,90zł. 
Na podstawie: www.mcdonalds.pl/

Ani jednym, ani drugim się prawdziwie nie najemy tzn. poczucie sytości ewentualnie zostanie zaspokojone, jednak ze względu na wybitnie wysoką zawartość cukrów prostych nasz indeks glikemiczny przejedzie się rollercoasterem i momentalnie spadnie w przepaść: za godzinę znów będziemy głodni. Abstrahuję już od wartości prozdrowotnych, których po prostu brak - taki posiłek może zaszkodzić nie tylko nam, ale i naszej kieszeni.
Dobrej jakości mięso mielone wołowo-wieprzowe 500g (ok. 10 burgerów) to koszt rzędu 7-8 zł. Pozostałe składniki wyjdą niewiele drożej. Smak: bezcenny.

Przy produkcji bułeczek inspirowałam się przepisem:
http://katespiehole.blogspot.com/2011/12/buki-bezglutenowe-z-sezamem.html
Moje wyszły zdecydowanie twardsze (brak gumy guar, specyfika mąki kukurydzianej) ale smakowo bardzo dobre.

Kukurydziane bułki bezglutenowe:

  • 25 g świeżych drożdży
  • 220 g (+ do podsypania) mąki kukurydzianej
  • 100 ml ciepłego mleka
  • 1 jajko
  • 3 łyżeczki cukru
  • 3 łyżeczki miękkiego masła
  • 1/2 łyżeczki soli
  • sezam do posypania
Wymieszaj drożdże z łyżeczką cukru, mąki oraz łyżką ciepłego mleka. Przykryj ściereczką i pozostaw by zaczęły pracować. Po ok. 10 minutach dodaj pozostałe składniki (mleko oraz mąkę dozuj w zależności od konsystencji). Pozostaw do podwojenia objętości.
Formuj lekko spłaszczone kulki, które układaj blaszce wysmarowanej olejem. Posmaruj je roztrzepanym białkiem lub oliwą, posyp sezamem. Piecz w temperaturze 180°C przez 25-35 minut.
Nadają się do mrożenia.

 

 

Burgery bezglutenowe]

  • kukurydziane bułki bezglutenowe
  • mięso mielone wołowo-wieprzowe 500 g (na 10 sztuk)
  • 3 łyżki mąki kukurydzianej
  • 2 jaja
  • cebula
  • 1/3 papryki czerwonej
  • pieprz, sól
  • sosy (keczup bezglutenowy, musztarda)
  • ogórek
  • pomidor (suszony/świeży)
Podsmażamy zatomizowaną cebulkę na oliwie. Mięso mieszamy z jajkiem, przyprawami, cebulką i skrojoną papryką. Dla zwartej konsystencji dodajemy mąkę kukurydzianą (ja przesadziłam z 5 łyżkami, było trochę za twarde po usmażeniu). Formujemy burgery, które układamy na grillu elektrycznym. 
Bułki z mięchem podajemy z ulubionymi dodatkami: sałatą, plastrami ogórków kiszonych, pomidorami, keczupem, musztardą francuską, żółtym serem.





A zamiast coli poproszę dobrą herbatę.


pozdrawiam
michalewa




sobota, 16 sierpnia 2014

Pudding jaglany, czyli o najlepszej z kasz



Przez jednych znienawidzona, przez innych ubóstwiana. Podstawa diety alergików i nadwrażliwców. Lekkostrawna i bezglutenowa. Rozgrzewająca i antygrzybiczna. Źródło białka, witamin z grupy B (B1 i B2), fosforu, lecytyny, krzemu...
Właściwie każdy potwierdzi, że kasza jaglana jest zdrowa. Nawet bardzo zdrowa. I co z tego, skoro na naszych stołach gości ona... Nie. Ona nawet nie gości. Gdy mamy do wyboru kaszę jęczmienną, gryczaną, ziemniaki, miliony rodzajów makaronu i ryżu, jaglanka pojawi się na naszym stole wyłącznie od święta, o ile w ogóle. Czy to kwestia wyglądu, konsystencji, smaku? Przede wszystkim sposobu przyrządzenia.
Podprażona i wypłukana traci nieprzyjemny gorzki posmak i staje się uniwersalną bazą do dań słonych i słodkich.

Z autopsji mogę potwierdzić, że z pewnością nie jest przereklamowana:
- reguluje problemy trawiennie (nie fermentuje w żołądku, nie powoduje wzdęć),
- wspomaga koncentrację,
- syci na długi czas,
- świetnie wpływa na włosy, paznokcie i cerę (moje paznokcie podobnie reagują wyłącznie na olej lniany),
- odśluzowuje i wspomaga przeziębienie i przebieg alergii i to nie tylko pokarmowych. Regularne jedzenie kaszy jaglanej nieoczekiwanie wybawiło mnie z niekończącego się kataru (wszechobecna klimatyzacja...).
 - jest stosunkowo tania. Zazwyczaj kupuję ją w torebce 350g w cenie 3 zł, co starcza mi na cały śniadaniowy tydzień.

Ostatnio prezentowałam wersję najbardziej podstawową, wynikającą z braków sprzętowych. Poniższa propozycja wymaga od nas blendera oraz pewnej dozy cierpliwości. Zapewniam jednak, że warto.

Kakaowy pudding jaglany

  • kasza jaglana - ok. 2 łyżki
  • woda - 2:1 w stosunku do kaszy
  • kakao - ok. 2 kopiaste łyżeczki
  • siemię lniane - łyżka
  • garść orzechów
  • owoce: arbuz i borówki
Kaszę przygotowujemy standardowo [prażymy w garnuszku na małym płomieniu kilka minut, kiedy już zacznie lekko pachnieć, przepłukujemy ją wodą. Kaszę zalewamy świeżą wodą i czekamy, aż zacznie wrzeć]. Dodajemy siemię i często mieszamy. W międzyczasie przygotowujemy arbuza (i tu potrzebna jest spora dawka cierpliwości, szczególnie przy drobnych pestkach). Po ok. 15 minutach zdejmujemy z gazu, blendujemy z kakao. Dodajemy posiekane orzechy oraz owoce.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Śniadanie dla mlecznie-uprzywilejowanych

Dzisiejszy, zapowiedziany w formie zdjęcia post, skierowany jest do wybrańców.
Mlecznie-uprzywilejowanych.
Przygotowując michę dla siebie często szykuję też śniadanie dla A. Jako, że A. może jeść wszystko, niezależnie od składu, ilości i terminu ważności, to perspektywa jaglanki na wodzie nie wywołuje u niego większej euforii. Pozostaje mi tylko z tęsknotą mieszać mleko w garnuszku...


Owsianka z jabłkami

  • płatki owsiane (najlepiej górskie) - ok. 3 łyżki
  • mleko - szklanka
  • jabłko
  • cynamon
  • siemię lniane
  • do posypania: orzechy włoskie, słonecznik


Do wrzącego mleka dodajemy płatki, pokrojone w kostkę jabłko oraz siemię. W zależności od rodzaju płatków gotujemy kilka lub kilkanaście minut. Dodajemy cynamon, posypujemy siekanymi orzechami i słonecznikiem.

Pozdrawiam
michalewa


środa, 13 sierpnia 2014

Miliony monet

Wielu moich znajomych zauważa moje zamiłowanie do zdrowego odżywania. Jakiś czas temu, szamiąc najzwyklejszą surówkę usłyszałam, że świetnie odżywiać się w taki sposób, ale trzeba mieć na to czas i pieniądze. Hmm.
Czy na prawdę osoby, które dbają o swoją dietę dysponują dobą dłuższą niż inni?
Czy rzeczywiście trzeba zarabiać miliony monet, aby pozwolić sobie na coś zdrowszego?

Moim zdaniem to tylko kwestia nastawienia, wyborów oraz odpowiedniego gospodarowania zasobami - jakkolwiek dumnie by to nie brzmiało. 

Podstawą organizacji w moim przypadku są:

  • pudełka tzw. lunchboxy. Ich ilość w moim domu czasem dosłownie mnie przytłacza.
  • wcześniejsze planowanie posiłków na dwa/trzy dni do przodu.
  • korzystanie z dobrodziejstw współczesności typu grill elektryczny.
  • wczesne wstawanie:) gdy zdarzy mi się pospać dłużej niż do 8 mam wrażenie, że zmarnowałam pół dnia...

Jak zatem nie przejeść miliona monet?

  • ograniczam jadanie na mieście. Sałatka grecka lub z kurczakiem w cenie 10-20zł? Za tę kwotę przygotujemy ją dla całej rodziny. Kawałeczek ciasta drożdżowego za 8 zł? Upieczemy całą blachę. W dodatku NIGDY nie mamy gwarancji, czy danie jest w pełni bezpieczne chociażby dla alergików. A i "zwyklakom" może zaszkodzić przeterminowana feta czy spleśniałe śliwki. 
  • nie kupuję gotowych, szybkich dań typu zupki z proszku. Po pierwsze ze względu na odstraszający skład, po drugie - ja się tym po prostu nie najem, nie ma opcji.  
  • nie kupuję wypełniaczy czasu. Chipsy, paluszki, wafelki, cukiereczki - to też kosztuje. 
  • przeliczam jednostki. Zawsze sprawdzam, czy większe opakowanie rzeczywiście bardziej się opłaca i przede wszystkim czy będę w stanie pochłonąć je sama lub w towarzystwie. 
  • piję wodę, herbatę lub domowe koktajle - nie wydaję pieniędzy na kolorowe napoje, kawę na mieście czy soki z koncentratu. 
  • jestem łowcą promocji i według nich planuję zakupy i jadłospis. Porównuję ceny i kupuję w dyskontach.
  • jem sezonowo!* aktualnie opycham się arbuzami, borówkami i cukinią.
  • o ile mogę - nie marnuję jedzenia. Przygotowuję tyle ile będę/będziemy w stanie zjeść, ewentualnie mrożę lub dzielę się w pracy. Domowa zamrażarka wygląda podobnie jak szafka na lunchboxy.
  • tworzę własne półprodukty. Mąki bezglutenowe są bardzo drogie i trudno dostępne, więc z pomocą przychodzi mi młynek elektryczny. 
Kukurydza czekająca na gorsze czasy.
Oczywiście ja też łapię się na tym, że autentycznie nie mam czasu na szykowanie, planowanie, pichcenie. Albo po prostu mam ochotę na coś kompletnie niezdrowego lub 'burżujskiego';) Jednak czy zdrowe musi być równoznaczne z pracochłonne? W wypadku niedoczasu ratuje mnie chociażby gotowana kukurydza lub fasolka szaparagowa z dodatkiem prażonego słoneczka lub sezamu. W sklepie w akcie desperacji nie pokuszę się na gotową garmażerkę wątpliwej jakości, a wolę poszaleć z popularnymi ostatnio gotowymi zupami krem lub nawet sałatką grecką - choć sos już sobie odpuszczę...


Sezonowa bazylia.
*moja Babcia zadzwoniła kiedyś do mnie w środku zimy i błagalnym tonem powiedziała, że muszę ją ratować, bo nie ma co jeść. Gdy zapytałam, co jej kupić usłyszałam: świeżą bazylię, bo ma pomidorka i mozzarellę... Mimo godzinnych poszukiwań nie znalazłam w okolicznych sklepach wymarzonej zieleniny, jednak z tego co pamiętam jej cena wynosi poza sezonem ok. kilkanaście złotych.










Pozdrawiam
michalewa

wtorek, 12 sierpnia 2014

Prościej już się nie da

Bajecznie łatwe, szybkie, a przede wszystkim pyszne śniadanie?
Oczywiście owsianka - na mleku, wodzie, z jogurtem, z owocami, z orzechami... Niestety w Polsce mamy utrudniony dostęp do bezglutenowych płatków owsianych, a te dostępne w marketach są mocno nim zanieczyszczone. Co w takim razie pozostaje biednym, ograniczonym konsumentom produktów bezglutenowych?
Przede wszystkim kasza jaglana. Kasza, której całe życie szczerze nie znosiłam ze względu na specyficzną konsystencję i mdły posmak. Zdecydowałam się na jej spróbowanie tylko ze względu na walory zdrowotne (o których opowiem w niedalekiej przyszłości) i ciekawy pomysł podania. Efekt? Przepadłam zupełnie. Dzień bez kaszy dniem straconym.

Jaglanka kakaowa - najprostsza.

  • kasza jaglana - ok. 3 łyżki
  • woda lub mleko (dla wybranych) - 2:1 w stosunku do kaszy
  • kakao - ok. 2 kopiaste łyżeczki
  • siemię lniane - łyżka
  • owoce - w moim przypadku nektarynka
Jaglanka kakaowa - ver. beta
Kaszę prażymy w garnuszku na małym płomieniu kilka minut. Uwaga - bardzo łatwo się pali (wiem z autopsji). Kiedy już zacznie lekko pachnieć, przepłukujemy ją wodą. Ten zabieg ma na celu usunięcie nieprzyjemnej goryczki. Kaszę zalewamy świeżą wodą i czekamy, aż zacznie wrzeć. Dodajemy siemię i często mieszamy. Po ok. 15-20 minutach zdejmujemy z gazu i mieszamy z kakao.


Właściwie dodajemy wszystko na co mamy ochotę i co mamy pod ręką: sezonowe i suszone owoce, orzechy, przyprawy, jogurt, dżem, korniszona jak ktoś lubi.


W mojej wersji: nektarynka i orzechy włoskie. 
W tle zapowiedź śniadania dla uprzywilejowanych.


Pozdrawiam serdecznie
michalewa

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Początki...

Początki są zawsze najtrudniejsze. Zawsze. 

Przyznam, że sama decyzja o założeniu bloga nie była łatwa, jednak po długich wewnętrznych bojach (jak również zewnętrznych, z moim najbliższym otoczeniem) uznałam, że blog ten może pozwolić mi usystematyzować wiedzę, będąc przy tym największą motywacją do dalszych eksperymentów kulinarnych. Sama "wpadłam" w tematykę zdrowego odżywiana głównie dzięki blogosferze. Jeśli i mi uda się kogokolwiek zainspirować w tym kierunku - będzie to dla mnie ogromny sukces.

Jedzenie od zawsze było dla mnie przyjemnością, niestety mój nieuprzejmy organizm nie chciał się dostosować do moich kulinarnych nawyków. Fakt, nigdy nie byłam fanką fast foodów, gotowych dań typu "wsyp, zalej, patrz jak pięknie puchnie" czy chipsów i paluszków, to oszukiwałabym sama siebie twierdząc, że moja dieta była dla mnie odpowiednia. Kilka lat nie potrafiłam zaakceptować prostego faktu, że nie mogę pić mleka. Nie trawimy się, koniec tematu. Ja jednak wolałam zamęczać swój organizm na rzecz dosłownie kilku minut satysfakcji z wypicia latte. Rok dojrzewałam do eksperymentu z dietą bezglutenową. Dziś nie wyobrażam sobie powrotu do zwykłego chleba, choć za makaronem tęsknię jak diabli. Nie oszukujmy się - nadal się uczę, testuję i popełniam wiele błędów, mniej lub bardziej świadomych (obawiam się, że częściej jednak bardziej, jestem kobietą słabej woli). Pozwalam sobie na grzeszki, staram się jednak dbać o swój jadłospis, przy okazji zachęcając do tego rodzinę i znajomych.

Komentarze/uwagi/słowa krytyki przyjmę w każdej ilości. 

Pozdrawiam serdecznie
michalewa